Wydarzenie

Klub Fanów Dobrych Filmów 28

15 marca 2018, godz. 19:00

Pracownie Kultury Maki, ul. Olchowa 8

Zapraszamy wszystkich, dorosłych miłośników X Muzy.

W ramach Klubu, wieczorową porą, można obejrzeć największe dzieła światowej kinematografii, a także filmy poruszające niejednokrotnie bardzo trudne tematy, porozmawiać o nich, podzielić się swoimi odczuciami i przemyśleniami w przyjaznej i kulturalnej atmosferze.


Naszą dwudziestą ósmą propozycją w ramach cyklu będzie wzruszająca opowieść o dorastaniu, stracie i mierzeniu się z przeszłością - sześć nominacji do Oscara (wygrana w dwóch kategoriach), pięć nominacji do Złotych Globów (wygrana w jednej kategorii) - "Manchester by the Sea"!

Lee Chandler (Casey Affleck) jest dozorcą, który stroni od ludzi. Po śmierci starszego brata Joe'go (Kyle Chandler), zaszokowany wiadomością, że brat powierzył mu opiekę nad swoim synem Patrickiem (Lucas Hedges), wraca do rodzinnego miasta. Rzuca wszystko i przenosi się do Manchester-by-the-Sea, zmuszony zmierzyć się z wydarzeniami przeszłości, które sprawiły, że rozstał się z żonąRandi (Michelle Williams) i opuścił miasteczko, w którym wyrastał. Mężczyzna musi poradzić sobie z wychowaniem nastolatka i spotkaniem z lokalną społecznością, która zna powody jego wyjazdu z Manchester-by-the-Sea sprzed lat. 

W "Manchester by the Sea" uderza wrażliwość reżysera na otoczenie, zaklęta już w samej fakturze obrazu: niezwykle ostrego, przejrzystego. Lonergan świetnie oddaje poczucie przynależności do danej przestrzeni - bądź wykluczenia z niej. (...) Reżyser bierze formułę melodramatu, opowiada "łzawą" historię, ale przekracza spodziewane dramaturgiczne puenty, idąc dalej, niż pozwalają gatunkowe schematy. Po przestrzelonej "Margaret" tym razem nakręcił film spełniony. (...)

Affleck gra Lee jako człowieka do cna wypalonego, który żyje jeszcze chyba tylko z przyzwyczajenia. Na oddychanie i egzystencję wciąż starcza mu sił; na odruchy zwykłej ludzkiej uprzejmości już raczej nie. Lonergan stopniowo odkrywa kolejne karty jego charakterystyki. Lee pracuje w Bostonie jako konserwator budynku; poznajemy go w wiązance interakcji z kolejnymi lokatorami. Reżyser wygrywa te scenki głównie do śmiechu. Beznamiętność Afflecka wydaje się wówczas zaledwie blazą, po Keatonowsku komediową kamienną twarzą. Z czasem okazuje się jednak, że pod przybraną przez Lee maską rezygnacji buzują pokłady agresji, podsycanej wyrzutami sumienia. Prędzej wda się on w bójkę w barze niż zdobędzie choćby na niewinny small talk. 

W filmie bezbłędnie uchwycony jest impas komunikacyjny, trud nazwania i przekazania drugiej osobie własnych zawiłych uczuć, niemożliwość oddania im pełnej sprawiedliwości. Jedną z najsilniejszych scen filmu jest przypadkowe spotkanie Lee z jego byłą żoną, Randi (Michelle Williams). Para próbuje znaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia, zasypać powstałą między nimi przepaść, ale właściwe słowa wciąż nie chcą wyjść z ust. Affleck i Williams desperacko zapętlają się w półsłówkach, powtórzeniach, zająknięciach. Wypowiadane przez nich zdania nie są jednak w stanie unieść ciężaru sprzecznych emocji. O ile łatwiej jest eksplodować w gniewnym rękoczynie, nawet jeśli jest on jedynie wyrazem bezsilności! To świetnie napisana i zagrana scena - zresztą wiele tu takich.  



 

Aktorsko-scenariuszowy popis nie byłby jednak równie wiarygodny, gdyby Lonergan nie wzbogacił swojego filmu o przebłyski humoru. Depresyjny realizm obrazu jest przecież zgrabnie inkrustowany nienachalnym, nieco absurdalnym - czarnym bo czarnym, ale jednak - humorem. Elementy komediowe objawiają się znienacka: w złośliwości przedmiotów martwych (niechcące zapakować się do karetki nosze) czy w codziennych nieporozumieniach, choćby przekomarzankach między wujkiem i bratankiem (między innymi na temat antykoncepcji). Wychodzi na to, że śmiech może kryć się nawet w momentach największego smutku, że relacje - zwłaszcza między najbliższymi - pełne są ambiwalencji. Reżyser komplikuje obraz świata przedstawionego, ufa swojej publiczności i omija dzięki temu mielizny melodramatycznej sztampy. 

Nawet muzyka - orkiestrowa, podniosła - nie służy tu jedynie do podpowiadania emocji. Wręcz przeciwnie: smyczkowe fortissimo raczej dystansuje, zagłusza momenty, które mogłyby nieść nam łatwe wzruszenia. A i tak zapłakać zechcecie nie raz. To jednak nie tyle efekt działania niezawodnych gatunkowych wytrychów, co zasługa inscenizacyjnego rzemiosła. Spokojne, skupione, ale niezwykle intensywne kino.

z recenzji Jakuba Popieleckiego, Filmweb.pl

Strona internetowa Dzielnicowego Domu Kultury "Bronowice" korzysta z plików cookies. Dowiedz się wiecej Są to małe pliki tekstowe zapisywane na Twoim urządzeniu (na przykład na komputerze lub na smartfonie) przez strony internetowe, które odwiedzasz. Używamy plików cookies zgodnie z Polityką prywatności, której treść dostępna jest w zakładce Do pobrania. Wykorzystujemy je w celach analitycznych (między innymi do analizy statystycznej ruchu) oraz aby dostosować wygląd i treści strony do Twoich preferencji i zainteresowań. Dane zabrane na ich podstawie łączymy z innymi danymi i informacjami, które mamy lub otrzymamy w przyszłości, a które mogą stanowić dane osobowe.

Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystanie plików cookies, zmień ustawienia ciasteczek swojej przeglądarki. Pozostawiając w ustawieniach przeglądarki włączoną obsługę plików cookies wyrażasz zgodę na ich użycie.